Wczoraj przeszła nad Dolnym Śląskiem nawałnica i sporo się porobiło.
Wrocław jest sparaliżowany.
W moim mieście niemalże przestał istnieć całkiem pokaźny park ze starodrzewiem. Z ok. 100 drzew zostało jakieś 10 i to ostro pokiereszowanych. Wraz z parkiem przestał istnieć młody człowiek

.
W mojej wsi spora część mieszkańców cały dzień chodziła po polach i szukała swoich dachów. Niektórzy także sporej części dobytku.
W ciągu 15 minut temperatura spadła z 40 na 17 st. C. Wiatr wiał ze średnią prękością ok 70-80 km/h. W porywach osiągał ponad 100-120 km/h. Stare, dorodne drzewa zostały wyrwane z ziemi lub ukręcone przy korzeniu i porwane na odległość 100-200 metrów.
Mój młyn ma 109 lat. Raz miał przekładany dach, jakieś 12 lat temu.
Dziś oceniałem straty. Z dachu zerwnych zostało około 10 ( słownie: dziesięciu ) dachówek!!! Z relacji sąsiadów wynika, że zostały zrzucone przez gałęzie miotanych przez wiatr drzew. Wody nalało mi się do środka tak na oko ze 12 litrów ( tyle co w wiaderku ) i to przez niedomknięte okno. Nawet pęknięty od zeszłej zimy komin ustał, choć wygląda od zawsze, jakby zaraz miał spaść!!!! Niesamowite!!!
Większośc wody poszła przez przepust po drogą ( obecni na I imprezie MEW wiedzą o czym mówię ) pozostała część popłynęła koło młyna i znów podniosła mi oznaki Syndromu
Za to pięknie popier... cza tam, gdzie byliśmy na niedzielnej relaksacyjnej wycieczce

. Serce rośnie, jak słyszy się ten szum. Sporą część wody wyłapały stawy powyżej i myślę, że szum utrzyma się przez kilka dni... Codzień zarezerwowane mam kilka chwil na odstresowanie się
Niezmiernie ciekaw jestem, jak poszło u pozostałych dolnośląskich elektrowniarzy.
POZDRAWIAM WSZYSTKICH
L.