Syndrom MEW
"Ojciec chory, syn się zaraził"
Popularna nazwa choroby: syndrom MEW;
Grupy ryzyka: zachorowań może każdy, niezależnie od statusu społecznego, zamożności czy stanu zdrowia;
Sposób zakażenia: nieznany, choroba pojawia się nagle;
Objawy:
- organizm w stanie euforii,
- chory przemierza setki kilometrów w poszukiwaniu rzek,
- zaobserwowano, że na widok zrujnowanych młynów skacze mu ciśnienie, przeczesuje nadbrzeżne chaszcze, grzebie w błocie,
- niekiedy chorobie towarzyszy bezsenność,
- charakterystyczne - osoba zakażona szuka innych chorych;
Historia: zarazę skutecznie zwalczano do końca lat pięćdziesiątych dzięki rewolucji socjalistycznej połączonej z elektryfikacją, jednak w ostatnich kilkunastu latach powstało ponad trzysta ognisk zarazy;
Przebieg:
- w stadium początkowym - intensywne kontakty z urzędnikami,
- w stadium zaawansowanym - lekkomyślne zaciąganie wysokich kredytów; chorzy kupują za nie duże transformatory, silniki elektryczne i
- coś na kształt śrub okrętowych; cieszą się jak dzieci, gdy pada deszcz;
Leczenie: czasami podejmują się go urzędnicy, znany jest przypadek sześcioletniej bezskutecznej terapii (pacjentowi udało sie jednak załatwić wszystkie formalności); ozdrowienie jest możliwe dopiero wtedy, gdy zakażony zacznie przerabiać energię wodną na elektryczną;
Nawroty: możliwe, bardzo częste;
Naukowa nazwa choroby: syndrom Małej Elektrowni Wodnej.
Jerzy Kujawski to nietypowy przypadek choroby MEW - nie ciągnie go do innych chorych. Raz pojechał na zjazd Towarzystwa Rozwoju MEW.
- Wysłuchałem wielogodzinnych skarg na cały świat i uznałem, że lepiej wziąść się do roboty. Z budową elektrowni poradzę sobie sam - opowiada. (...)
Jego pierwsza firma składała sie z kombinerek, teczki z narzędziami i motocykla. To był rok 1974. Osiem lat później, gdy prywaciarze mogli kupować samochody ciężarowe, miał pierwszy w okolicy. Kiedy gdańszczanie budowali na Kaszubach dacze, kopał im studnie, a gdy powstawała atomówka w Żarnowcu, woził żwir do budowy. Po rozpadzie Związku Radzieckiego ciężarówkami sprowadzał ze Wschodu kolorowy złom. Potem zajął się transportem miedzynarodowym.
A elektrownia? W latach 80. prywaciarze mogli zarabiać miesięcznie maksimum sześć razy tyle, co średnia w gospodarce uspołecznionej. Po ośmiu miesiącach pracy Jerzy Kujawski przekraczał limit i żeby nie narażać sie na szykany urzędu skarbowego, robił sobie urlop. Długie wieczory przy dwudziestym, najniższym stopniu zasilania oznaczały siedzenie przy świeczce.
- Denerwowały mnie te oszczędnościowe wyłączenia prądu - opowiada. - A wiedziałem, że w okregu, gdzie działa mała elektrownia wodna, przepisy nie pozwalały wyłączać.
Bo ją też trzeba by zatrzymać.
Zaczął budować w Zamku Kiszewskim na południe od Kościerzyny. Chorobą szybko zaraził się syn - napisał program komputerowy sterujący pracą elektrowni.
Jerzy Kujawski zmienił styl życia. Firmą przewozową zajęła się żona.
- Ja ze śrubokrętem w ręce się odprężam - opowiada. - Lubię patrzeć, jak wiruje przekładnia, słuchać turbiny. Stres puszcza.(...)
U Jerzego Kujawskiego choroba MEW postępuje - niedawno za wszystkie oszczędności całej rodziny kupił stare młyny na wyspie w Bydgoszczy. Remontuje maszyny, ruszy z mocą 160kW, potem rozbuduje do 500kW - wody w Brdzie na tyle wystarczy. Turbiny będą się kręciły, a na konto Kujawskiego co miesiąc będą wpływały pieniądze potrzebne na dalsze leczenie. Bardzo dochodowa choroba.
na podstawie artykułu Tomasza Tosza "Trzysta ognisk zarazy"
opublikowanego w "Magazynie" - dodatku "Gazety Wyborczej"
Nr 11 (315) z 19-20.III.1999